ARSENAŁ

poniedziałek, 11 lutego 2019

[1] Magia uchwycona na fotografii ~ Kaja Wika


            Magia uchwycona na fotografii
    Część druga serii Szlachetna magia.




Nie minęła nawet sekunda, może pół, ale wszystko się zmieniło. Dalia nie do końca rozumiała, co wydarzyło się tego mroźnego, grudniowego wieczora, ale wiedziała, że jej życie zmieni się nie do poznania.
            Gdy William odprowadził ją do drzwi, czuła się nieswojo. Przez całą drogę nie odezwali się słowem, mimo że Dalia miała w głowie tysiące pytań, nie wiedziała, czy chce usłyszeć na nie odpowiedź. Do tej pory nie wierzyła w magię. Przełom dziewiętnastego i dwudziestego wieku był okresem wielkiego rozwoju nauki i techniki. Ludzie nie potrzebowali magii, co niektórzy robili wszystko, aby udowodnić, że nie istnieje.
Dalia niedawno czytała o teorii naukowca Alberta Einsteina, wydanej w marcu tysiąc dziewięćset szesnastego roku. Minęło dziewięć miesięcy od publikacji, ale wydawnictwo jej wuja, Thomasa Simonsa, huczało od piwnic, aż po sam dach.  To właśnie od niego dostała aparat, który obecnie złożony był w dość ciężkiej, drewnianej walizce.
            Dziewczyna odłożyła kuferek na podłogę, gdy lokaj podawał jej płaszcz z owczej skóry. W przeciwieństwie do innych dam z jej miasteczka, wolała nosić suknie wygodne i niekrępujące ruchów. Krynolinę uwydatniającą biodra uważała za zbędny dodatek. Otulona miękkim okryciem chciała sięgnąć po walizkę, lecz lord wyprzedził jej zamiary. Odbierając od niego futerał, skinęła głową.
– Mam szczerą nadzieję, że zaszczycisz mnie kolejną wizytą – powiedział William z uśmiechem – oraz że zachowasz w sekrecie wszystko, co ujrzałaś w mojej rezydencji.
– Nie sądzę, aby ktokolwiek uwierzył moim słowom, gdybym zrobiła inaczej.
Oboje się zaśmiali, lecz uśmiech Dali zniknął tak szybko, jak zimny wiatr przeszył jej twarz mrozem.
– Woźnica zawiezie cię z powrotem do miasteczka – zaproponował Harborn.
– Bardzo dziękuję.
Gdy dziewczyna schodziła ze schodów, na dziedziniec podjechał powóz, William musiał to załatwić, zanim jeszcze stanęli w holu. Walizkę z aparatem podała woźnicy, po czym wsiadła do powozu. Pomachała gospodarzowi na pożegnanie. W drodze do domu rozmyślała o rzeczywistości tego, co widziała oraz o tym, dlaczego jako jedna z nielicznych miała szansę doświadczyć anomalii czasowej. Nie uważała siebie za osobę wyjątkową, nawet jej wuj często powiadał: “Tobie, Dalio, niepisane są rzeczy wielkie. Znajdź sobie bogatego męża i zrozum, jakie jest twoje miejsce w społeczeństwie.”
Dalia często czuła się szufladkowana i ograniczana. Gdy dostała aparat od wuja, ujrzała szansę na horyzoncie. Był to gest o wielkim znaczeniu, lecz w światopoglądzie Thomasa nadal nie mieściło się, aby jego siostrzenica mogła zarabiać na fotografii. “Wydawnictwo to nie miejsce dla kobiet.”  – mawiał – “Rozwijaj swoją pasję, ale nie obnoś się z tym.”
Były dni, gdy dziewczyna wierzyła, że wyjątkowa fotografia zapewni jej podziw Thomasa oraz otworzy drzwi do kariery. Sfotografowanie Harborna było jedną z tych chwil, gdy uwierzyła, że wszystko jest możliwe. To, co wydarzyło się później, uzmysłowiło jej, że w istocie tak było. Nawet gdyby miała naoczny dowód w postaci zdjęcia, nikt by jej nie uwierzył. Co najwyżej oskarżono by ją o hochsztaplerstwo i podważono profesjonalizm wydawnictwa.
Z drugiej strony nie chciała wyjawiać sekretu młodego lorda. Znali się zaledwie parę godzin, ale ani przez sekundę nie odczuła żadnej formy dyskryminacji z jego strony. Na stoliku w salonie zauważyła artykuł wychwalający panią Marię Skłodowską-Curie, za zasługi w dziedzinie fizyki i chemii. ”Kobieta laureatem nagrody Noblami” – głosił wielki nagłówek. Nie zdążyła zapytać Williama o opinie na temat odkryć naukowych Skłodowskiej-Curie, ale z pewnością nie omieszka wspomnieć o tym następnym razem, gdy się z nim zobaczy.
Z dumania wytrącił ją dźwięk dzwonów, śpiewających melodie na wieżyczkach zlokalizowanych po bokach bramy wjazdowej do miasta. Powóz się zatrzymał. Dalia usłyszała jedynie woźnice rozmawiającego ze strażnikiem miejskim. Po chwili powóz ruszył ponownie. Trzy minuty później zatrzymał się przed domem panny Simons. Tu i ówdzie, mimo późnej pory, widoczni byli spacerujący po miasteczku ludzie. Najprawdopodobniej wracali z pokazów fajerwerków, organizowanych co roku przez wójta w wigilie nowego roku. Dziewczyna, wysiadając z pojazdu, podziękowała grzecznie i wróciła do domu. Tuż za drzwiami wejściowymi powitała ją matka.
– Moja droga czy dotarłaś bezpiecznie do rezydencji Harborna? – zapytała zatroskana opiekunka.
Dalia jedynie pokiwała głową.
– Nie bądź taka tajemnicza – powiedziała Ingrid, siedząca na fotelu w głębi pokoju. – Nie codziennie zapraszają moją siostrę na salony.
– Zachowujesz się jak przyrodnia siostra z baśni Braci Grimm – odpowiedziała zadziornie Dalia, mimo że złośliwość nie była w jej naturze, to nie chciała ujawnić zbyt wiele z tego nieprawdopodobnego wieczoru.
– Kopciuszek? Doprawdy? – Ingrid wstała z fotela i zwróciła się do matki. – Już prawie świta, pora do łóżek. Dobranoc matko.
– Dobranoc Ingrid – odpowiedziała i odwróciła się do drugiej córki – ty także powinnaś się już położyć. Porozmawiamy jutro.
Dalia odetchnęła z ulgą.
– Dobranoc droga matko.
Mając nadzieję, że nie spotka nikogo w drodze do sypialni, pomknęła schodami do pokoju. Wchodząc, zamknęła z sobą drzwi. Pokój nie był duży, ale spełniał niewygórowane potrzeby dziewczyny. Zapaliła małą lampkę przy łóżku i zasłoniła okno ciężkimi kotarami. Zieloną suknię zdjęła i złożyła na fotelu. Zawsze dbała o porządek i schludność.  Tej nocy przez wiele godzin nie mogła zasnąć, przed oczami nadal widziała tęczowe motyle i drgającą wskazówkę zegara.
Następnego dnia założyła fioletową spódnicę i białą koszulę. Wyszła z domu bez posiłku, zabierając ze sobą walizkę z aparatem i narzucając płaszcz w pośpiechu. Po drugiej stronie miasteczka znajdowało się wydawnictwo Thomasa Simonsa, a w nim pracownia fotograficzna, z której Dalia miała nadzieje skorzystać. Wszyscy ludzie spotkani po drodze, wyglądali na trochę zmęczonych, a na pewno niewyspanych. Ona także nie do końca czuła się dobrze, oczy jej się zamykały, a mroźne powietrze piekło po twarzy. Mimo mgły stojącej między uliczkami Dalia z daleka widziała wydawnictwo wuja. Ostatnie dziesięć metrów podbiegła, aby rozgrzać zmarznięte ciało. Zanim zdążyła złapać za klamkę, drzwi się otworzyły. Zapewne Thomas obserwował ją przez okno, gdy zbliżała się do budynku.
– Nie godzi się damie biegać po gościńcu jak pies z wywalonym jęzorem. Mogłabyś wziąć przykład ze swojej siostry. Ingrid nigdy … – Thomas przywitał siostrzenicę krytyką, do której była już przyzwyczajona. Jedna sprawa jednak ją irytowała.
“Ingrid to, Ingrid tamto” – myślała, słuchając brata matki.
– Dzień dobry wujku. Jak się czujesz po wczorajszym wieczorze? – zapytała najgrzeczniej, jak potrafiła.
– Radosnego kolejnego roku – odpowiedział, po czym się skrzywił.
– Radosnego – odpowiedziała z uśmiechem. – Czy mogłabym skorzystać z pracowni. Mam kilka zdjęć do wywołania.
– No właśnie! Jak spędziłaś wieczór w towarzystwie lorda samotnika?
Użyty zwrot nie zdziwił Dali, gdyż kiedyś przez przypadek, w towarzystwie wuja sama go użyła. Strasznie go to rozbawiło.
– Mówiłam ci przecież, żebyś nie nazywał tak Lorda przy ludziach – upomniała go dziewczyna.
– Ale przecież tutaj nikogo nie ma. A co do zdjęć, możesz spędzić w pracowni fotograficznej nawet cały dzień. Z chęcią zobaczę, co tam uzyskałaś.
Dalia pocałowała Thomasa w policzek i udała się z walizką do pracowni. Na ścianie, obok drzwi wejściowych wisiało zdjęcie pierwszego aparatu tak zwanej ciemni optycznej. Podpis na spodzie fotografii brzmiał camera obscura, gdyż tak go oryginalnie nazywano. Dziewczyna, obserwując zdjęcie, zadumała się nad rozwojem fotografii na przełomie wieków. Wuj opowiadał jej o tym aparacie. Ponoć już w starożytnej Grecji powstawały urządzenia temu podobne, mimo że jego działanie zostało opisane dopiero w tysiąc dwudziestym roku. Spoglądając teraz na swój aparat mieszkowy, w pewien sposób widziała jego pierwowzór.
Nie tracąc kolejnej chwili, weszła do pokoju, na pierwszy rzut oka wyglądającego jak pracownia chemiczna. Na stołach stały pojemniki różnych wielkości, szklane fiolki oraz przeróżne środki chemiczne wspierające proces wywoływania zdjęć z kliszy. Dalia wiedziała, że do przygotowania kliszy musi panować całkowita ciemność, więc uprzątnęła jeden ze stołów, po czym zgromadziła na bocznym stoliku wszystkie potrzebne przyrządy. Walizkę postawiła na stole i delikatnie wyjęła z niej aparat. Usunęła ze środka kliszę, gdy pod ręką miała już szpulę koreksu. Na szczęście obok dziewczyny znajdował się włącznik światła, więc nie musiała błądzić po omacku. Zgasiła światło i nałożyła precyzyjnie film na szpulkę, po czym szczelnie go zamknęła. Zapalając światło w pomieszczeniu, przed oczami widziała białe kropki. Przypomniało jej to wizytę u Williama i srebrny pył unoszący się nad książkami. Gdy wzrok wrócił do normy, rozlała w pojemniki po kolei: roztwór wywoływacza, utrwalacz oraz wodę ze źródła używaną do ostatniego procesu – kąpieli fotografii. Cały proces zajął jej niecałe dwie godziny, następnie zabrała się do naświetlania zdjęć.
Przez cały dzień nikt nie zapukał do drzwi. Miała ciszę i spokój, jakiej oczekiwała. Pod wieczór mogła oglądać efekty swojej pracy. Mimo że zrobiła wiele zdjęć na zewnątrz rezydencji Harborna, to z jej właścicielem miała tylko jedno. Przyglądała mu się z uwagą i ku
swemu zdziwieniu, spostrzegła, że obraz wiszący nad kominkiem, wydawał się emanować energią. Pozując do zdjęcia z Williamem, nie mogła zauważyć, że postacie na malowidle zmieniły pozycję. Teraz jej się przypomniało, że dziewczęta na obrazie ukazane były w tańcu. Bardzo zachwycił ją ten obraz, gdy weszła do salonu. Nie mogłaby się pomylić, opisując jego kreację. Na badanym zdjęciu postacie były skierowane w jej stronę, z wyciągniętymi rękami, jakby próbowały ją pochwycić lub wyjść z płótna.
Dalia błyskawicznie schowała zdjęcie do koperty, a potem do głębokiej kieszeni jej płaszcza. Nie mogła pozwolić, aby ktoś postronny zobaczył to zdjęcie. Inne fotografie przedstawiające dom, nie wykazywały żadnych nietypowych cech. Choć wiedziała, że zdjęcia rezydencji nie usatysfakcjonują Thomasa Simonsa, to nie była w stanie pokazać mu niczego innego. Postanowiła, że następnego dnia odwiedził Williama Harborna z kontrowersyjną fotografią, zaproszona czy też nie.
           



6 komentarzy:

  1. O wow, tak jak czytam... Nie mam się do czego przeczepić, jeśli chodzi o przecinki!!! ;D 1;0 dla Cb ;D Czyta się bardzo płynnie, naprawdę płynę przez tekst tak przyjemnie, że zapomniałm - jak zwykle - notować sb jakies uwagi.
    Musze powiedziec, ze ta opowiesc mnie coraz mocniej wciąga. Ta fotografia w tle to mega smaczek dla mnie. Ale wklepałabym temu wujkowi. Patrz, jakie to czasy. Kiedys jak kobieta wychodzila z domu, to byl kulturalno-spoleczny szok i niedowierzanie, dzisiaj jakby która sie chciała sprawdzić jako dbajaca o ognisko domowe gospodyni, to ją gotowi kamieniować, że nierobotna. Matko kochano. Do czego to doszło. xd O widzisz, wzbudza we mnie tekst refleksje. ale, koniec dygresji.
    zimne powietrze moze piec W twarz, nie Po twarzy - z uwag na razie tyle xd
    Iyyyya i mam swoja camere ;D "Na ścianie, obok drzwi wejściowych wisiało zdjęcie pierwszego aparatu tak zwanej ciemni optycznej. Podpis na spodzie fotografii brzmiał camera obscura, gdyż tak go oryginalnie nazywano." Tylko przecineczka tam zabraklo, po wejściowych. I może w cudzysłownie "camera obscura"? Jako że mówimy o napisie na fotografii. Yaaa, ale sie ucieszylam ;D
    Bardzo profesjnalne podejscie do tematu. Sama wywoływałam zdjęcia w ciemni i aż zaczęłam sie zastanawiac, ile tam bylo kuwet. Na pewno wywoływacz i utrwalacz, to jasne, ale nie mogę sobie przypomnieć, czy była ta ostatnia, czytsa woda tak? Wnioskując z opisu, "woda ze źródła"? Ogólnie jak myślę na logikę, no musiała być choćby po to, żeby spłukać chemię z fotografi, bo potem oglądanie zdjeć mogłoby się źle kończyć xd z chemii zawsze byłam noga wiec nie pamietam co dokladnie znajduje sie w tych roztworach i jak bardzo mialoby to byc szkodliwe... czekaj mysle. xd na pewno chodzi o halogenki srebra i ze...aha! ta trzecia kuweta to chyba był przerywacz! zeby, och moja pamiec, nie przekrztałcić wszystkich tych halogenkow, trzeba bylo przerwaca wywolywanie i wtedy do utrwalacza! musze znalezc stary zeszyt z fotografii i sb co nieco odsiezyc, bo wstyd ;D Nie mniej, za opis, czapki z głów. nie poszłaś na łatwiznę w temacie, zadałaś sobie trud, żeby zgłębić temat, co mnie niezwykle cieszy.
    Ale tego z tym obrazem to sie nie spodziewałam!!!!
    Ey, ey!!! Jak to koniec!!! Jak to!!! Ja myslalam ze zaraz juz dowiem sie cos wiecej, chwila! Aaaa! I co ja teraz... gdzie ja teraz... ey! Chlip. To to nie jest na netflixie??? Ja chce nastepny odcinek!!!! <3
    Serio, ja tu widzę, kurde, progres. A to tylko potwierdza, ze regularne pisanie ma moc! Tak trzymaj! Chcę więcej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Yeah, tak się starałam z przecinkami, że się w końcu udało. ( dobry nauczyciel i opornego nauczy😊) ten jeden przecinek to faktycznie zjadłam , a wiem dlaczego powinnien tam byc hahah , bo wtrącenie😆 o fotografii w XIX I XX wieku czytalam chyba z trzy godziny, mam nadzieję, że nic nie pomieszalam, bo mimo wszytsko skomplikowana tematyka. Teraz to tylko drukarka i jazda, kiedys tak latwo nie było😓 cieszę się, że udało mi się historię urozmaicić. Ciąg dalszy na pewno będzie, ale nie w tygodniu drugim. W drugiem bedzie Grand fantasy, jak się napiszę. 😃😃

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :)
    Pamiętam Dalię i Willoama, bardzo fajnie, że udało się do nich wrócić.
    Ładne opisy, kilka przecinków bym dodała, ale całość prezentuje się zgrabnie, a końcówka - mam ochotę zobaczyć to zdjęcie. I liczę na to, że dziewczyna szynko odwiedzi lorda ponownie.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej :)
    Wiesz co, jestem pod wielkim wrażeniem. Początkowo wydawał mi się to zwykły opis jakiejś romantycznej średniowiecznej noweli. Być może po części i tak by mogło być, ale ostatnie zdania i opis zdjęcia, szczegółowość opisu doprowadziła do tego, że miałem ciarki czytając to. Bardzo mi się podoba i chciałbym zobaczyć kolejną część.

    OdpowiedzUsuń
  5. Muszę nadrobić pierwszą część, bo najważniejszy początek mnie ewidentnie ominął. A że jestem tylko jedną część w tył, to jest szansa, że chociaż z tą serią będę na bieżąco xD
    Wiem, że z Wilczy walczyłaś z przecinkami. Nie pamiętam wielu twoich poprzednich tekstów, ale widać, że zaczynasz łapać. Podstawy już są, chociaż jeszcze bym się mogła do paru przyczepić, to efekty widać :D
    Dobra, do samego tekstu. Świetnie zbudowałaś klimat. Czuje się, że to trochę inne czasy, inne obyczaje, widziałam te stare kamienice, brukowane ulice i powozy. Motyw fotografii bardzo fajnie wzbogaca fabułę, tym bardziej, że już wcześniej mówiłaś, że robisz do tego większy research. A w zestawieniu z opinią, że aparaty analogowe miały duszę, to cudownie pasuje. Może dzisiaj nikt nie widzi magii, bo nie da się jej uchwycić? :D Świetna końcówka z obrazem, taka... Trochę jak z thrilleru, kiedy okazuje się, że właśnie na zdjęciu było coś inaczej niż w rzeczywistości. Bo te wyciągnięte ręce... Ciekawe, czy to zwykła poza w tańcu, czy coś więcej. O lordzie zbyt wiele się nie dowiedziałam. No cóż, trzeba będzie nadrobić poprzednią część i czekać na następne ;)

    OdpowiedzUsuń